Nowy miesiąc, nowe możliwości i osobisty rachunek sumienia;)
Tak jak mówiłam przy okazji końca miesiąca rozprawiłam się nie tylko ze swoimi boxami, ale też z własnym sumieniem - nie chciałam być niegrzeczna , aleeeee..... No właśnie zawsze jest ALE... Jutro to najbardziej zapracowany dzień tygodnia , a na drugie mam Lenistwo:)
Tak w skrócie o mnie;)
Obserwując swoje założenia z poprzedniego miesiąca zdecydowanie polegałam na dziale : "KONDYCJA" . Nom... Prawie w ogóle tyłka sprzed laptopa nie ruszyłam - nawet z posprzątaniem "chaupy" po ślubie był problem , ale kiedy w swojej komodzie zaczęłam znajdować majtki mojego Męża (na szczęście czyste ;p zamiast własnego stanika - wiedziałam, że JEST ŹLEEEE....
W tym miesiącu moim głównym wyzwaniem jest właśnie KONDYCJA - postanowiłam skupić się na jednej konkretnej rzeczy zamiast na milionie pierdołek, bo potem wynika tylko chaos i entropia.
Oczywiście efekty poprzednich lipcowych rozrachunków też możecie oczekiwać:) - stopniowo;) Powiem, że z moich testów zNOWE CELE NOWY MIESIĄC najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie Skinoren vs Acnederm , a najbardziej negatywnie ... no niestety Bioderma z Wielkiego Testowania... , ale o tym wkrótce.
Nowy rozdział w tym miesiącu "KONDYCJA" będę realizować pt. "FITENDO" ;). Posty z efektami i tym co robiłam nie będą Was bombardować codziennie , a raz na tydzień ( w ramach podsumowania) , choć ja będę pisać sobie codziennie do własnego wglądu w wersji roboczej :)
Moim głównym pomocnikiem i "sprężyną" (jak w "kronice ptaka nakręcacza" Haruki Murkami) będzie oczywiście:
EWA CHODAKOWSKA ;)
Czemu? Bo jest skuteczna ( ćwiczyłam z nią już nie raz) jest cierpliwa , zawsze na mnie czeka i nigdy nie krzyczy :D , a oprócz tego jest równie spocona jak ja :D
Ewa ma oczywiście pomocników:
Nie nie, nie chodzi znowu o Ewę:D , a coś na kształt rozsądnego żywienia - oczywiście NA KSZTAŁT bez fanatyzmu ;) - no sorry lodzika sobie w ten upał nie zamierzam żałować, nie i koniec - zjem bo lubię!
Na koniec potrzebuję odrobinę motywacji więc muszę poczytać coś co jest lekkie, mogę wszędzie zabrać i nie zasypie mnie stekiem bzdur skutecznie odciągając od mojego celu czyli:
No nie da się ukryć, że tu też głównie EWA ^^
Wynika to głównie z tego, że zna się świetnie na swojej robocie - jej działania są na wielu płaszczyznach i nie ograniczają się tylko do mechanicznie powtarzanych czynności. Wręcz przeciwnie Ewa zachęca do własnych odkryć, własnych poszukiwań i odnajdywania w sobie pokładów nieznanej energii.
Bo najlepszym źródłem "mocy" jesteśmy my same :)
Nie zrozumcie mnie źle - JA SIĘ NIE ODCHUDZAM!!! Z moim ciałem jest ok:)
No dobra to jest ten moment odrobinę moralizatorski ;p i autobiograficzny.
Jakieś 2 lata temu zaczęłam bardzo nie lubić siebie, chyba wynikało to z tego, że nigdy nie byłam okazem chudości, ale też nie przesadnej grubości. Nie byłam też nigdy za wysoka, bo mam całe 162cm w kapeluszu, a zawsze chciałam 10 więcej ( i pewnie dlatego mój Mąż ma 190cm;p .
Idąc na studia zmieniamy się - nasze ciała niestety też. Dużo imprezujemy, balujemy i odżywiamy się tak sobie. Zaczynając ogólniak miałam 52kg a na 2 roku studiów zaczynałam podjeźdżać już pod 63kg ...
Ekhm... no właśnie.
W sumie nie przeszkadzało to mi za bardzo dopóki nie poznałam mojego Męża i jego rodziny gdzie wszyscy z natury są bardzo wysocy i bardzo szczupli więc ja też taka chciałam być. Mój Mąż kochał mnie praktycznie od pierwszego wejrzenia i nie przeszkadzało mu nigdy to, że ze mnie "taki mały Chomiczek" ( nawet teraz tak pieszczotliwie do mnie mówi, ale raczej chodzi tu o to, że chomiki są małe, dupiaste i gryzą jak się wkurzą :D, ale mnie już niestety tak.
Postawiłam na "DIETĘ CUD" czyli "DIETĘ LIGHT" - skondensowane proszki o smaku wyjątkowo chemicznym (bleee jak sobie teraz o tym myślę), które miały niby wszystkie składniki odżywcze, ale i mało kalorii.
Co trzeba było zrobić, żeby schudnąć?
No jak to nie wiecie - pić 5 takich dziennie i potem zapijać się wodą, żeby nie paść na twarz.
Jeden taki ma między 110, a 120 kcal czyli dziennie ok. 600kcal - i jak cudu miało nie być?
Ha, a był i to jaki zwłaszcza jeśli na takim cudzie jeździło się 2h fitnessu do siłowni i 1h biegania na bieżni - 3 tygodnie i ważyłam 50 kg
To była totalna, totalna głupota... Zapijałam się Colą Zero żeby mieć w ustach jakikolwiek słodki smak, chodziłam wiecznie wściekła i niezadowolona,nie mogłam się na niczym skupić i racjonalnie myśleć a raz płakałam prawie , bo się złamałam i zjadłam ciastko.... (delicję szampańską nota bene... jaka ona wtedy była dobraaaa ach...)
Istna paranoja....
Dlatego błagam Was nigdy nie dajcie się wciągnąć w taki obłęd bo to może się bardzo, ale to bardzo źle skończyć, ja miałam dużo szczęścia, że nie dałam się złapać w puapkę ze ślepym zaułkiem.
Czy przytyłam jak skończyłam?
No Kochane... To jest głupie pytanie - przecież oczywiście , że przytyłam, jak zaczynasz normalnie jeść to organizm chce się nachapać więc wychodzi, że to robota głupiego. Wychodziłam ze swojej dietki powoli ,systematycznie wracając do normalnego jadłospisu i po skończeniu tego obłędu przybrałam ok. 2-3kg czyli wróciłam do wagi sprzed studiów. Teraz dbam o to, żeby nigdy więcej nie powtórzyć tej dietetycznej głupoty i nie musieć się tak załatwić, dlatego stawiam na ruch i aktywność fizyczną - wtedy można sobie pozwolić na różne smakołyki bez ryzyka dodatkowych centymetrów w "boczku". Czasem najlepiej wsadzić paluszki do wrzątka samemu i poczuć to na własnej skórze.
Podsumowując : chodzi po prostu o ruch i szlifowanie formy - przecież w życiu trzeba mieć jakiś cel :)
Tak w skrócie o mnie;)
Obserwując swoje założenia z poprzedniego miesiąca zdecydowanie polegałam na dziale : "KONDYCJA" . Nom... Prawie w ogóle tyłka sprzed laptopa nie ruszyłam - nawet z posprzątaniem "chaupy" po ślubie był problem , ale kiedy w swojej komodzie zaczęłam znajdować majtki mojego Męża (na szczęście czyste ;p zamiast własnego stanika - wiedziałam, że JEST ŹLEEEE....
W tym miesiącu moim głównym wyzwaniem jest właśnie KONDYCJA - postanowiłam skupić się na jednej konkretnej rzeczy zamiast na milionie pierdołek, bo potem wynika tylko chaos i entropia.
Oczywiście efekty poprzednich lipcowych rozrachunków też możecie oczekiwać:) - stopniowo;) Powiem, że z moich testów zNOWE CELE NOWY MIESIĄC najbardziej pozytywnie zaskoczył mnie Skinoren vs Acnederm , a najbardziej negatywnie ... no niestety Bioderma z Wielkiego Testowania... , ale o tym wkrótce.
Nowy rozdział w tym miesiącu "KONDYCJA" będę realizować pt. "FITENDO" ;). Posty z efektami i tym co robiłam nie będą Was bombardować codziennie , a raz na tydzień ( w ramach podsumowania) , choć ja będę pisać sobie codziennie do własnego wglądu w wersji roboczej :)
Moim głównym pomocnikiem i "sprężyną" (jak w "kronice ptaka nakręcacza" Haruki Murkami) będzie oczywiście:
EWA CHODAKOWSKA ;)
Czemu? Bo jest skuteczna ( ćwiczyłam z nią już nie raz) jest cierpliwa , zawsze na mnie czeka i nigdy nie krzyczy :D , a oprócz tego jest równie spocona jak ja :D
Ewa ma oczywiście pomocników:
Nie nie, nie chodzi znowu o Ewę:D , a coś na kształt rozsądnego żywienia - oczywiście NA KSZTAŁT bez fanatyzmu ;) - no sorry lodzika sobie w ten upał nie zamierzam żałować, nie i koniec - zjem bo lubię!
Na koniec potrzebuję odrobinę motywacji więc muszę poczytać coś co jest lekkie, mogę wszędzie zabrać i nie zasypie mnie stekiem bzdur skutecznie odciągając od mojego celu czyli:
No nie da się ukryć, że tu też głównie EWA ^^
Wynika to głównie z tego, że zna się świetnie na swojej robocie - jej działania są na wielu płaszczyznach i nie ograniczają się tylko do mechanicznie powtarzanych czynności. Wręcz przeciwnie Ewa zachęca do własnych odkryć, własnych poszukiwań i odnajdywania w sobie pokładów nieznanej energii.
Bo najlepszym źródłem "mocy" jesteśmy my same :)
Nie zrozumcie mnie źle - JA SIĘ NIE ODCHUDZAM!!! Z moim ciałem jest ok:)
No dobra to jest ten moment odrobinę moralizatorski ;p i autobiograficzny.
Jakieś 2 lata temu zaczęłam bardzo nie lubić siebie, chyba wynikało to z tego, że nigdy nie byłam okazem chudości, ale też nie przesadnej grubości. Nie byłam też nigdy za wysoka, bo mam całe 162cm w kapeluszu, a zawsze chciałam 10 więcej ( i pewnie dlatego mój Mąż ma 190cm;p .
Idąc na studia zmieniamy się - nasze ciała niestety też. Dużo imprezujemy, balujemy i odżywiamy się tak sobie. Zaczynając ogólniak miałam 52kg a na 2 roku studiów zaczynałam podjeźdżać już pod 63kg ...
Ekhm... no właśnie.
W sumie nie przeszkadzało to mi za bardzo dopóki nie poznałam mojego Męża i jego rodziny gdzie wszyscy z natury są bardzo wysocy i bardzo szczupli więc ja też taka chciałam być. Mój Mąż kochał mnie praktycznie od pierwszego wejrzenia i nie przeszkadzało mu nigdy to, że ze mnie "taki mały Chomiczek" ( nawet teraz tak pieszczotliwie do mnie mówi, ale raczej chodzi tu o to, że chomiki są małe, dupiaste i gryzą jak się wkurzą :D, ale mnie już niestety tak.
Postawiłam na "DIETĘ CUD" czyli "DIETĘ LIGHT" - skondensowane proszki o smaku wyjątkowo chemicznym (bleee jak sobie teraz o tym myślę), które miały niby wszystkie składniki odżywcze, ale i mało kalorii.
Co trzeba było zrobić, żeby schudnąć?
No jak to nie wiecie - pić 5 takich dziennie i potem zapijać się wodą, żeby nie paść na twarz.
Jeden taki ma między 110, a 120 kcal czyli dziennie ok. 600kcal - i jak cudu miało nie być?
Ha, a był i to jaki zwłaszcza jeśli na takim cudzie jeździło się 2h fitnessu do siłowni i 1h biegania na bieżni - 3 tygodnie i ważyłam 50 kg
To była totalna, totalna głupota... Zapijałam się Colą Zero żeby mieć w ustach jakikolwiek słodki smak, chodziłam wiecznie wściekła i niezadowolona,nie mogłam się na niczym skupić i racjonalnie myśleć a raz płakałam prawie , bo się złamałam i zjadłam ciastko.... (delicję szampańską nota bene... jaka ona wtedy była dobraaaa ach...)
Istna paranoja....
Dlatego błagam Was nigdy nie dajcie się wciągnąć w taki obłęd bo to może się bardzo, ale to bardzo źle skończyć, ja miałam dużo szczęścia, że nie dałam się złapać w puapkę ze ślepym zaułkiem.
Czy przytyłam jak skończyłam?
No Kochane... To jest głupie pytanie - przecież oczywiście , że przytyłam, jak zaczynasz normalnie jeść to organizm chce się nachapać więc wychodzi, że to robota głupiego. Wychodziłam ze swojej dietki powoli ,systematycznie wracając do normalnego jadłospisu i po skończeniu tego obłędu przybrałam ok. 2-3kg czyli wróciłam do wagi sprzed studiów. Teraz dbam o to, żeby nigdy więcej nie powtórzyć tej dietetycznej głupoty i nie musieć się tak załatwić, dlatego stawiam na ruch i aktywność fizyczną - wtedy można sobie pozwolić na różne smakołyki bez ryzyka dodatkowych centymetrów w "boczku". Czasem najlepiej wsadzić paluszki do wrzątka samemu i poczuć to na własnej skórze.
Podsumowując : chodzi po prostu o ruch i szlifowanie formy - przecież w życiu trzeba mieć jakiś cel :)
I faktycznie Ewka działa?
OdpowiedzUsuńa ja probuje sie wyspac wreszcie :)
OdpowiedzUsuńJa nie ćwiczę, bo zaraz chudnę jak się zabieram za kształtowanie sylwetki :D
OdpowiedzUsuńJa bardzo nie lubię Chodakowskiej, po jej treningach musiałam leczyć kolana dwa lata. A moja koleżanka miała operacje :(. Dodam, że koleżanka trenuje od wielu lat, więc nie było to przyczyną nieprzygotowania do ćwiczeń, ja w sumie też zanim zaczęłam trenować z Chodakowską ćwiczyłam od oku.
OdpowiedzUsuńTakże uważaj, bo na prawdę możesz mieć problemy, czego oczywiście Ci nie życzę
Najważniejsze to czuć się dobrze w swoim ciele :) ja całe życie z kolei narzekałam, że jestem za chuda :p mam jakieś 167 cm wzrostu a waga całe życie skakała mi +/- 50 kg (teraz jest chyba jakoś kolo 55) i pamiętam, że zawsze chciałam być "niższa i grubsza" :D teraz powiem Ci, że mam to brzydko mówiąc "w tyłku" i zaczęłam w końcu siebie akceptować :) a aktywność fizyczna zawsze popłaca, byleby - tak jak wspomnialas - nie wpaść w paranoję :)
OdpowiedzUsuńTak poza nawiasem musze się zabrać za napisanie nowego postu bo przez ten cały nawał pracy nie miałam w ogóle na to czasu :(
Co zacznę ćwiczyć, to szybko kończę :) nie mam w sobie takiej motywacji ;da pasowałoby zrzucić kilka kg :d
OdpowiedzUsuńMmm... Mam na swoim koncie podobny wyczyn z dieta alevo... Ojojoj. Schudłam a jusci. Przytyłam jeszxze szybciej:)
OdpowiedzUsuńMotywacja to dobra sprawa;)
OdpowiedzUsuńNie lubię Ewki ;)
OdpowiedzUsuńrównież ćwiczę z Ewą :) a co do kontuzji- jeżeli ktoś miał predyspozycje do kontuzji, to prędzej czy później pojawią się, niezależnie czy z Ewa czy podczas jazdy rowerem... z resztą to też kwestia tego jak wykonuje się ćwiczenia, o ich prawidłowość ... to bezruch jest niebezpieczny, a nie aktywność.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
M.