Kobieta w Mask Sheet SKIN79 -seria "KOLOROWA" - I'm PURYFING, HYDRATING, REFRESHING, FIRMING, SMOOTHING
Pisałam tego posta na raty 0% ;p - w sensie założyłam mask sheeta i na "gorąco" pisałam swoje "FIRST IMPRESSION" .
Na początku sądziłam, że wyrobię się z wszystkimi maskami w jednym poście, ale to jednak NIEmożliwe w moim wykonaniu więc będę omawiać je "seriami" ^^)
Na początku sądziłam, że wyrobię się z wszystkimi maskami w jednym poście, ale to jednak NIEmożliwe w moim wykonaniu więc będę omawiać je "seriami" ^^)
Do każdej podchodziłam w ten sam sposób - najpierw DOBRZE oczyściłam twarz ( dla mnie dobrze czyli PO AZJATYCKU - czyli olej [AZJATYCKI] ,żel/pianka, puder enzymatyczny, micek a nawet pokusiłam się o peeling enzymatyczny na końcu przed aplikacją) i wtedy na całkowicie nagą ( czyli bez żadnych lotionów/esencji/serum/ampułek itp. ) - tylko "MY skin and the mask sheet ;)" .
Dodatkowo traktowałam je jako wieczorne przygotowanie do "DNIA BEZ KOSMETYKÓW" (jeden z Azjatyckich Sekretów Piękna ) czyli kiedy wieczorem zdjęłam MASK SHEET nic już nie nakładałam ( normalnie daję sobie kwasową serię - kwas migdałowy 10%, azeleinowy 20%, bioderma gel moussant, la-roche posay effaclar duo + i vichy idealia sleep - wiem, wiem dużo tego, minimalizm nie jest moją mocną stroną ;p i potem cały dzień kompletnie nic ( poza rano przemycie twarzy mickiem)
Dzień z kosmetycznym minimalizmem robię raz w tygodniu więc testowanie trwałoby wieki, dlatego po dniu "bez niczego" zaczynałam swoją pielęgnację od oleju (AZJATYCKIEGO) i MASK SHEETA - w ramach nadrobienia zaległości z dnia poprzedniego :D
Dodatkowo traktowałam je jako wieczorne przygotowanie do "DNIA BEZ KOSMETYKÓW" (jeden z Azjatyckich Sekretów Piękna ) czyli kiedy wieczorem zdjęłam MASK SHEET nic już nie nakładałam ( normalnie daję sobie kwasową serię - kwas migdałowy 10%, azeleinowy 20%, bioderma gel moussant, la-roche posay effaclar duo + i vichy idealia sleep - wiem, wiem dużo tego, minimalizm nie jest moją mocną stroną ;p i potem cały dzień kompletnie nic ( poza rano przemycie twarzy mickiem)
Dzień z kosmetycznym minimalizmem robię raz w tygodniu więc testowanie trwałoby wieki, dlatego po dniu "bez niczego" zaczynałam swoją pielęgnację od oleju (AZJATYCKIEGO) i MASK SHEETA - w ramach nadrobienia zaległości z dnia poprzedniego :D
Nie wiedziałam za bardzo od której zacząć więc po prostu zdałam się na ślepy los - zamknęłam oczy i "po prostu pociągłam" i "wyciągłam" - zieloną z napisem "I'm Purifying" - jejjj , jak to niewinnie zabrzmiało, a ten mały zdrajca faktycznie jest "PURIFYING".
Opis producenta, INCI i sweet focie opakowanka macie na zamieszczonym obrazku.
Maska lekko pachnie trawą cytrynową - jest to bardzo lekki zapach i w ogóle nie czuć go po nałożeniu na twarz.
Oczywiście maseczka jest świetnie nasączona, ale nie przesączona ( czyli zawartość nie przecieka nam do opakowania a jest na płacie, płachta nie jest też SUCHA - co ostatnio przytrafiło mi się w mask sheetach Bielendy - a tak się na nie cieszyłam ;(( ). Jest bogata w gęstą,lekko lepiącą "wodę"- lepkość towarzyszy nam jakiś czas po zdjęciu Mask Sheeta. Niewielka ilość pozostaje w opakowaniu i osobiście wklepałam ją sobie na szyję i dekolt- żeby się nie marnowało ;)
Pierwsze co poczułam to bardzo lekki efekt "liftu" - coś na kształt delikatnego ciepełka i mrowienia, ale trwało to może 10 sekund?
Mojej skórze spodobała się zawartość bo choć dobrze nasączony płat , to kiedy go zdejmowałam pół godziny później był już tylko wilgotny.
Po ściągnięciu myślałam, że padnę... Miałam wrażenie, że na mojej twarzy pojawiło się cosik jakby więcej wyprysków .... No to już wiecie czemu "PURIFYING" - to mrowienie to był pewnie moment szczyszczania mojej skóry. Nie było to jakoś dramatycznie, ale kilka czerwonych wypukłości się pojawiło.
Ta maseczka jest idealna na detoks - bogata w składniki przeciwtrądzikowe i antyoksydanty, myślę, że w dłuższej perspektywie używania mogłaby dać spektakularne efekty przeciwtrądzikowe. Co jakiś czas w ramach "odchamiania" swojej cery będą ją stosować. Róbcie to raczej na wieczór ze względu na gwarantowane grono pewnych "nieprzyjaciół" i to w trybie natychmiastowym...
Ponadto płachta jest całkiem spora i nachodzi jakieś 2 cm na włosy z boku więc może dawać efekt "przetłuszczenia" przy skalpie , a w ciągu dnia raczej nam na takim widoku nie zależy.
Na następny dzień uderzyło mnie, że mimo braku jakichkolwiek kosmetyków pielęgnacyjnych moja twarz nie był przesuszona, ani ściągnięta - choć zwykle w czasie mojego minimalistycznego dnia tak jest.
UPDATE : efekt szczyszcznia jest długotrwały - potem przez cały tydzień wysypywało mnie i to w sposób bardzo niespotykany dla mnie - ROPNY (ale bez przesady - pojedyncze punkciki) , nie powoduje zaskórników - czyli maseczka ma powera! - detoks gwarantowany, wyciągnie z Was wszystkie soki ;D
****
Na następny dzień postanowiłam się "zREFRESHINGować" ze względu na to, że dzień brzydki to chociaż moja twarz będzie mieć trochę blasku ;p - dla mnie ten "refreshing" brzmiał trochę jak synonim "ostry tuning" to co stwierdziłam - poprawię sobie look na bogato :D
Hmm... Początek podobnie jak u poprzednika - dobrze nasączony płat. Zapaszek leciutko pomarańczowy - choć mogłabym przysiąc, że również czuję tu trawę cytrynową.
Tym razem bez uczucia liftu i niespodzianek na twarzy - miałam wrażenie, że moja skóra jest całkiem nieźle odżywiona, a wręcz zadowolona :)) Koloryt był bardziej jednolity, a także miałam wrażenie, że mniej się po niej kleję od jego poprzednika. Skóra zdecydowanie szybciej go "połykała" - spodobał jej się ten nutridrink. Potem była mięciutka i zadowolona, a ja razem z nią.
Patrząc po składzie i opisie producenta uważam, że całkiem nieźle sprawdza się w swojej roli "odżywczej". Ma w swoim składzie dość wysoko retinyl palmitate, a więc "słabszą" pochodną retinolu - w Azji praktycznie każdy kosmetyk pielęgnacyjny ma w sobie coś z pochodnych wit. A.
UPDATE: Jest dobrze - bez niespodzianek ;)
***
Tydzień później....
Tym razem Casting Girl została :" I'm firming" . łoooo z grubej rury moja szczęśliwa rąsia Hello Kitty stwierdziła, że mojej skórze potrzeba "age repair" noo niestety latka lecą magiczną 18 przekroczyłam już prawie 10 lat temu...
Na pierwszym planie po otwarciu - zaskoczenie ! Zawartość nie była przezroczyście płynna a bogatsza ( Ci którzy czytali moje wypociny na temat podstawowych pojęć preparatów w Azjatyckiej Pielęgnacji będą wiedzieli o co mi chodzi :D ) - BYŁA MLECZKIEM - LOTION (KOREAŃSKI)- LIGHT MOISTURIZER) .
Hmm... zapaszek też inny - bardziej koloński i czułam jakieś zioło... Czytam a tam w składzie LAVENDER OIL ( no już wiedziałam skąd to zioło) - nie jest to jednak typowy zapach lawendy a bardziej "koloński" ( nie boloński - nie mylić ze spagetti ;D , trochę kojarzy mi się z zapachem wcierki "Jantar"(ale tylko trochę!). Zapach jest intensywny i cały czas towarzyszy nam w czasie trzymania mask sheeta na twarzy.
Bogatsza konsystencja miała oczywiście wpływ na to, że gorzej się wchłaniała w sensie bardziej dogłębnej penetracji mojej skóry- po zdjęciu płata nie jest tak wysuszony jak poprzednicy ( a czemu zapraszam na moje wypociny w tym temacie TU!). Mimo to podoba mi się, że - nie na klejąco, a na "satynową gładkość" mrauu.... Hello Kitty lubi taką gładkość :)) Twarz nie ma tłustego ani klejącego filmu, a coś na kształt miękkiej powłoczki.
Oczywiście identycznie jak Puryfing i Refreshing płat dobrze nasączony i trzymający się na mej facjacie. Niewielka ilość prepartu pozostała w opakowaniu, którą ku uciesze mojej szyi i dekoltu została wklepana w nie ;)
Mimo , że ta maska jest anty aging to bardziej stawia na ujędrnienie i poprawę sprężystości twarzy - głównymi składnikami są peptydy, adenozyna i złoto czyli substancje stymulujące tkankę łączną do proliferacji ;) Nie ma tu komponenty Retinolowej - tym razem bez witaminy A. Mamy być po prostu gładkie- jak pupcia niemowlaka i w tym sprawdza się całkiem dobrze.
Po zdjęciu tak jak mówiłam wcześniej pozostaje trochę tego mleczka na twarzy i resztkę należy wklepać - i to całkiem na koniec daje niezły efekt - Puryfing i Refreshing powodowały u mnie świecenie twarzy , a FIRMING wchłania się na mat i znacznie mniej na klejąco, no i bez skórnych niespodzianek ;)
UPDATE: najbardziej uderzające po tym mask sheecie jest to, że kiedy wszystko co miało się wchłonąć już się wchłonie to twarz jest smooth - przyjemnie, jedwabiście gładka i Hello Kitty tylko chce się po niej macać :D . Efekt utrzymywał się przez cały następny dzień i było mi z tym zajefajnie ^^)
****
Tym razem wyciągło mi się I'M SMOOTHINg - opakowanie ma mój ulubiony Hellokittowy kolorek w tym sezonie jakże modnej: MAGENTY ( normalnie mówię na niego fuksja, ale słowo MADżENTA tak głupio dla mnie brzmi, że lubię je powtarzać w kółko aż mi się znudzi MADżENTA, MADżENTA, MADżENTA....) .
Ta macha miała duże szanse zostać moim faworytem ze względu na kolorek opakowania ^^, ale ostatecznie nim nie została...
Smoter ma za zadanie wybielać - głównym składnikiem maseczki jest niacynamid i inne wartościowe składniki.
Po wyciągnięciu konsystencja podobna do Puryfing i Refreshing , a nie do kremowego brata Firming ( szkoda ) - czyli kleisto-wodnista i chyba ta jest najbardziej kleista z nich do tej pory plus jak dla mnie zapach najmniej przyjemny (troszku chemiczny).
Jak zwykle mask sheet bardzo dobrze nasączony i trzymający się mojej facjaty. Najwolniej z jego braci odczuwałam moment "spijania" przez skórę - coś jej się do końca nie podobało.
Po ściągnięciu bez nieproszonych gości - twarz raczej kleista ( i to długo) nawet po wklepaniu. Jak do tej pory najmniej mi się spodobała.
UPDATE: nawet rano się kleję... NIE LUBIĘ... A miało być tak pięknie..
***
Jak się domyślacie został nam ostatni wyskrobek z rodziny "kolorowych" czyli I'm Hydrating
Hmmm... po wyciągnięciu - zapaszek trawy cytrynowej ( przyjemny a jakże :D i konsystencja znowu jak w moim faworycie I'm Firming - czyli bardziej kremowa niż lepiąca :)) Cudowne połączenie przyjemnego zapachu ( I'm Puryfing i Refreshing ) z NIEklejącą konsystencją (I'm Firming)
Czyżbyśmy mieli zwycięzcę?
Maseczka ma za zadanie nawilżyć i wygładzić i w czołówce INCI mamy tu jakże egzotycznie brzmiący składnik NELUMBO NUCIFERA ROOT EXTRACT - tak mnie zadziwił ten nielumpo lucyfera ( czyli po Polsku - lelum po lelum :D , że aż musiałam poszukać co to w ogóle jest :D
Ha... wydało się to jest LOTOS :D Lubię być czasem jak kwiat lotosu ze stanem umysłu Lotofaga :D
Zapach maseczki towarzyszy nam cały czas na twarzy. Znowu bardziej treściwa lotionowa (koreański) konsystencja w związku z czym wolniej się wchłania, ale znowu na jedwabisto - smoooth... Co ciekawe ta maska po ściągnięciu daje uczucie lekkiego przyjemnego chłodu :)
UPDATE: Wchłaniała się trochę gorzej i bardziej na kleisto po ściągnięciu niż firming - rano skóra nie była aż tak cudownie miękka, ale dobrze nawilżona i sprężysta bez skórnych niespodzianek.
Hello Kitty ogłasza wszem i wobec, że najbardziej pokochała mask sheeta I'M FIRMING i to jest jej CASTINg Girl hihi ^^) ( przynajmniej w rodzinie "kolorowych")
Podsumowując: Uważam te mask sheety za udane - posiadają ciekawe składy, płaty są dobrze nasączone i nie odpadają same z twarzy. Nie podrażniają skóry , bardzo dobrze ją nawilżają (i trzymają te wilgoć cały następny dzień - w końcu testowałam w trybie minimalistycznym czyli NIC), nie zapchało mnie po nich :D. Wysyp szczyszczający miałam tylko po PURYFING, ale jak mnie szczyściło już raz to potem do momentu, w którym piszę posta naprawdę nic mi nie wyskoczyło ( aż sama się zdziwiłam :D. Najbardziej spodobała mi się FIRMING - jej konsystencja jest najbardziej kremowa i pięęęęknie wygładziła mi twarz, aż była cała mięęęciutka jak u niemowlaka - czułam się po niej luksusowo. Najmniej przypadł mi do gustu niestety MADżENTA - mocno się po nim kleiłam potem cały następny dzień, a szkoda bo miał wysoko niacynamid, a ja się z nim lubię, być może u Was sprawdzi się lepiej - zawsze trzeba coś poczuć "na własnej skórze". Najprzyjemniejszy zapach miała Hydrating - był najbardziej energetyzujący, choć Firming był absolutnie inny od reszty rodziny, bo bardziej koloński.
Aktualnie w skin79-sklep.pl jest promocja -15% (kod skin79 ważny do 20.09.2015r) ,
a więc warto zainwestować w nie i sprawdzić, która podoba nam się najbardziej :) .
Co może się Wam nie spodobać? - moi ulubieńcy Firming i Hydrating niestety ale mają dość wysoko w składzie MINERAL OIL ( i to jest zapewne sekret ich NIEklejącej kremowej treści) może zapychać, ale nie musi - mnie zapycha wszystko i tego nie zrobiły więc sami sprawdźcie jak jest z Wami ;)
Czy Hello Kitty kupi? Na pewno :)
W następnym odcinku planuję opisać Wam wrażenia z mask sheet Snail Nutrition i Synake ;) A owocki i zwierzaczki później ;)
P.S. Polubcie fb SKIN79 - ciągle są tam rozdania i promocje, a to tygryski lubią najbardziej :D
Mrauuu...
Na następny dzień uderzyło mnie, że mimo braku jakichkolwiek kosmetyków pielęgnacyjnych moja twarz nie był przesuszona, ani ściągnięta - choć zwykle w czasie mojego minimalistycznego dnia tak jest.
UPDATE : efekt szczyszcznia jest długotrwały - potem przez cały tydzień wysypywało mnie i to w sposób bardzo niespotykany dla mnie - ROPNY (ale bez przesady - pojedyncze punkciki) , nie powoduje zaskórników - czyli maseczka ma powera! - detoks gwarantowany, wyciągnie z Was wszystkie soki ;D
****
Na następny dzień postanowiłam się "zREFRESHINGować" ze względu na to, że dzień brzydki to chociaż moja twarz będzie mieć trochę blasku ;p - dla mnie ten "refreshing" brzmiał trochę jak synonim "ostry tuning" to co stwierdziłam - poprawię sobie look na bogato :D
Hmm... Początek podobnie jak u poprzednika - dobrze nasączony płat. Zapaszek leciutko pomarańczowy - choć mogłabym przysiąc, że również czuję tu trawę cytrynową.
Tym razem bez uczucia liftu i niespodzianek na twarzy - miałam wrażenie, że moja skóra jest całkiem nieźle odżywiona, a wręcz zadowolona :)) Koloryt był bardziej jednolity, a także miałam wrażenie, że mniej się po niej kleję od jego poprzednika. Skóra zdecydowanie szybciej go "połykała" - spodobał jej się ten nutridrink. Potem była mięciutka i zadowolona, a ja razem z nią.
Patrząc po składzie i opisie producenta uważam, że całkiem nieźle sprawdza się w swojej roli "odżywczej". Ma w swoim składzie dość wysoko retinyl palmitate, a więc "słabszą" pochodną retinolu - w Azji praktycznie każdy kosmetyk pielęgnacyjny ma w sobie coś z pochodnych wit. A.
UPDATE: Jest dobrze - bez niespodzianek ;)
***
Tydzień później....
Tym razem Casting Girl została :" I'm firming" . łoooo z grubej rury moja szczęśliwa rąsia Hello Kitty stwierdziła, że mojej skórze potrzeba "age repair" noo niestety latka lecą magiczną 18 przekroczyłam już prawie 10 lat temu...
Na pierwszym planie po otwarciu - zaskoczenie ! Zawartość nie była przezroczyście płynna a bogatsza ( Ci którzy czytali moje wypociny na temat podstawowych pojęć preparatów w Azjatyckiej Pielęgnacji będą wiedzieli o co mi chodzi :D ) - BYŁA MLECZKIEM - LOTION (KOREAŃSKI)- LIGHT MOISTURIZER) .
Hmm... zapaszek też inny - bardziej koloński i czułam jakieś zioło... Czytam a tam w składzie LAVENDER OIL ( no już wiedziałam skąd to zioło) - nie jest to jednak typowy zapach lawendy a bardziej "koloński" ( nie boloński - nie mylić ze spagetti ;D , trochę kojarzy mi się z zapachem wcierki "Jantar"(ale tylko trochę!). Zapach jest intensywny i cały czas towarzyszy nam w czasie trzymania mask sheeta na twarzy.
Bogatsza konsystencja miała oczywiście wpływ na to, że gorzej się wchłaniała w sensie bardziej dogłębnej penetracji mojej skóry- po zdjęciu płata nie jest tak wysuszony jak poprzednicy ( a czemu zapraszam na moje wypociny w tym temacie TU!). Mimo to podoba mi się, że - nie na klejąco, a na "satynową gładkość" mrauu.... Hello Kitty lubi taką gładkość :)) Twarz nie ma tłustego ani klejącego filmu, a coś na kształt miękkiej powłoczki.
Oczywiście identycznie jak Puryfing i Refreshing płat dobrze nasączony i trzymający się na mej facjacie. Niewielka ilość prepartu pozostała w opakowaniu, którą ku uciesze mojej szyi i dekoltu została wklepana w nie ;)
Mimo , że ta maska jest anty aging to bardziej stawia na ujędrnienie i poprawę sprężystości twarzy - głównymi składnikami są peptydy, adenozyna i złoto czyli substancje stymulujące tkankę łączną do proliferacji ;) Nie ma tu komponenty Retinolowej - tym razem bez witaminy A. Mamy być po prostu gładkie- jak pupcia niemowlaka i w tym sprawdza się całkiem dobrze.
Po zdjęciu tak jak mówiłam wcześniej pozostaje trochę tego mleczka na twarzy i resztkę należy wklepać - i to całkiem na koniec daje niezły efekt - Puryfing i Refreshing powodowały u mnie świecenie twarzy , a FIRMING wchłania się na mat i znacznie mniej na klejąco, no i bez skórnych niespodzianek ;)
UPDATE: najbardziej uderzające po tym mask sheecie jest to, że kiedy wszystko co miało się wchłonąć już się wchłonie to twarz jest smooth - przyjemnie, jedwabiście gładka i Hello Kitty tylko chce się po niej macać :D . Efekt utrzymywał się przez cały następny dzień i było mi z tym zajefajnie ^^)
****
Tym razem wyciągło mi się I'M SMOOTHINg - opakowanie ma mój ulubiony Hellokittowy kolorek w tym sezonie jakże modnej: MAGENTY ( normalnie mówię na niego fuksja, ale słowo MADżENTA tak głupio dla mnie brzmi, że lubię je powtarzać w kółko aż mi się znudzi MADżENTA, MADżENTA, MADżENTA....) .
Ta macha miała duże szanse zostać moim faworytem ze względu na kolorek opakowania ^^, ale ostatecznie nim nie została...
Smoter ma za zadanie wybielać - głównym składnikiem maseczki jest niacynamid i inne wartościowe składniki.
Po wyciągnięciu konsystencja podobna do Puryfing i Refreshing , a nie do kremowego brata Firming ( szkoda ) - czyli kleisto-wodnista i chyba ta jest najbardziej kleista z nich do tej pory plus jak dla mnie zapach najmniej przyjemny (troszku chemiczny).
Jak zwykle mask sheet bardzo dobrze nasączony i trzymający się mojej facjaty. Najwolniej z jego braci odczuwałam moment "spijania" przez skórę - coś jej się do końca nie podobało.
Po ściągnięciu bez nieproszonych gości - twarz raczej kleista ( i to długo) nawet po wklepaniu. Jak do tej pory najmniej mi się spodobała.
UPDATE: nawet rano się kleję... NIE LUBIĘ... A miało być tak pięknie..
***
Jak się domyślacie został nam ostatni wyskrobek z rodziny "kolorowych" czyli I'm Hydrating
Hmmm... po wyciągnięciu - zapaszek trawy cytrynowej ( przyjemny a jakże :D i konsystencja znowu jak w moim faworycie I'm Firming - czyli bardziej kremowa niż lepiąca :)) Cudowne połączenie przyjemnego zapachu ( I'm Puryfing i Refreshing ) z NIEklejącą konsystencją (I'm Firming)
Czyżbyśmy mieli zwycięzcę?
Maseczka ma za zadanie nawilżyć i wygładzić i w czołówce INCI mamy tu jakże egzotycznie brzmiący składnik NELUMBO NUCIFERA ROOT EXTRACT - tak mnie zadziwił ten nielumpo lucyfera ( czyli po Polsku - lelum po lelum :D , że aż musiałam poszukać co to w ogóle jest :D
Ha... wydało się to jest LOTOS :D Lubię być czasem jak kwiat lotosu ze stanem umysłu Lotofaga :D
Zapach maseczki towarzyszy nam cały czas na twarzy. Znowu bardziej treściwa lotionowa (koreański) konsystencja w związku z czym wolniej się wchłania, ale znowu na jedwabisto - smoooth... Co ciekawe ta maska po ściągnięciu daje uczucie lekkiego przyjemnego chłodu :)
UPDATE: Wchłaniała się trochę gorzej i bardziej na kleisto po ściągnięciu niż firming - rano skóra nie była aż tak cudownie miękka, ale dobrze nawilżona i sprężysta bez skórnych niespodzianek.
Hello Kitty ogłasza wszem i wobec, że najbardziej pokochała mask sheeta I'M FIRMING i to jest jej CASTINg Girl hihi ^^) ( przynajmniej w rodzinie "kolorowych")
Podsumowując: Uważam te mask sheety za udane - posiadają ciekawe składy, płaty są dobrze nasączone i nie odpadają same z twarzy. Nie podrażniają skóry , bardzo dobrze ją nawilżają (i trzymają te wilgoć cały następny dzień - w końcu testowałam w trybie minimalistycznym czyli NIC), nie zapchało mnie po nich :D. Wysyp szczyszczający miałam tylko po PURYFING, ale jak mnie szczyściło już raz to potem do momentu, w którym piszę posta naprawdę nic mi nie wyskoczyło ( aż sama się zdziwiłam :D. Najbardziej spodobała mi się FIRMING - jej konsystencja jest najbardziej kremowa i pięęęęknie wygładziła mi twarz, aż była cała mięęęciutka jak u niemowlaka - czułam się po niej luksusowo. Najmniej przypadł mi do gustu niestety MADżENTA - mocno się po nim kleiłam potem cały następny dzień, a szkoda bo miał wysoko niacynamid, a ja się z nim lubię, być może u Was sprawdzi się lepiej - zawsze trzeba coś poczuć "na własnej skórze". Najprzyjemniejszy zapach miała Hydrating - był najbardziej energetyzujący, choć Firming był absolutnie inny od reszty rodziny, bo bardziej koloński.
Aktualnie w skin79-sklep.pl jest promocja -15% (kod skin79 ważny do 20.09.2015r) ,
a więc warto zainwestować w nie i sprawdzić, która podoba nam się najbardziej :) .
Co może się Wam nie spodobać? - moi ulubieńcy Firming i Hydrating niestety ale mają dość wysoko w składzie MINERAL OIL ( i to jest zapewne sekret ich NIEklejącej kremowej treści) może zapychać, ale nie musi - mnie zapycha wszystko i tego nie zrobiły więc sami sprawdźcie jak jest z Wami ;)
Czy Hello Kitty kupi? Na pewno :)
W następnym odcinku planuję opisać Wam wrażenia z mask sheet Snail Nutrition i Synake ;) A owocki i zwierzaczki później ;)
P.S. Polubcie fb SKIN79 - ciągle są tam rozdania i promocje, a to tygryski lubią najbardziej :D
Lubię wypróbowywać takie maski - a tu dodatkowo na plus, że takie różnorodne. :-)
OdpowiedzUsuńNoooo :D nie da się ukryć i są całkiem całkiem :))
UsuńPowiedz mi lepiej co to ten dzień bez kosmetyków? :D I jakie efekty daje/ma dawac :)
OdpowiedzUsuńEfekty ma dawać takie, że skóra ma zadbać o siebie sama :D w sensie chodzi o to żeby ją trochę odciążyć i żeby lepiej przyjmowała znowu potem kosmetyki ;) Zrobię zresztą o tym posta :D
UsuńPat... Padam na kolana. Jestes niemożliwa:))). Wez no sie za kosmetologię!
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji - bo to chyba najlepszy adres do takich zapytań - przełamałam sie i użyłam tego BB skin 79 Orange .,, nie jest zły, ba - jest nawet znakomity ;) ale wciaz za jasny...! Poradź. Ktory z azjatyckich BB moze byc odpowiedniejszy??? Pytam, bo moja Holika jest na wyczerpaniu i mam kłopot z zakupem nowej partii!
Hmmm a miałaś Holike 24# Sand Beige ( ja mam właśnie sanda i pasuje idealnie ;D)? Najciemniejszy ze skinów jest purple, ja najmniej lubię orange bo wyglądam w nim śmiesznie :D uwielbiam jeszcze vipa - ładnie się dopasowuje :) Hehehe Dziękuję :)) czuję się zaszczycona :D kiedyś chciałam być dermatologiem ale szybko mi przeszło xD
UsuńJa do tej pory kupiłam sobie pakiet 3 szt sheet mask marki skinfood (jeju tangerine czy cuś), z czego jedną oddałam osobom trzecim, zostałam z dwoma a żadnej nie zrobiłam. Jestę lenię :P dziś nawet zastanawiałam się, czy nie dorzucić którejś z tych maseczek do zamówienia, ale nie wiedziałam, którą wybrać i odpuściłam... teraz już będę mądrzejsza ;)
OdpowiedzUsuńMam zamiar kupować mask sheety z wszystkich znanych firm azjatyckich i opisywać , bo często sama mam z tym problem i sądzę , że będzie to dobre ułatwienie :) Ciesze się, że pomogłam . A co do emulsji snaila to też jest boska - a do tego ogromna w wydajności bo dają jej aż 120ml w pięknym opakowaniu - seria warta jest tej kasy.
UsuńNawet bardzo ;) jeszcze mask sheety marki tonymoly mnie kuszą :) a ta emulsja - cóż, pręczej, czy później i tak do mnie trafi, znam już trochę siebie i swoją słabą silną wolę :D
UsuńMam to samo xD moja wola to mniej niż zeerooo :D z tonego mam ochotę na słynnego apeltoxa wybielającego ;D myślę, że to też jest kwestia czasu xD
UsuńO, to swoją drogą... Mnie jeszcze "i'm real lemon brightening lotion" się podoba, znając życie też mi wpadnie w łapki. Wgl lista chciejstw jest długa, silna wola słaba a fundusze ograniczone, haha :D dobrze, że chociaż nie jestem sama ;) a jak już ostatnio rozpracowałam ebay, to koniec :P
UsuńOch nie mów mi takich rzeczy ;D no ja ebaya też rozkiminiłam i nie wiem czy to nie był błąd xD
Usuńmam ochote na tą firming :D a na ta oczyszczajaca nie bardzo, bo moja twarz i tak sama juz sie ciagle oczyszcza:(
OdpowiedzUsuńDobry wybór :D po puryfing troszku nie mogłam się pozbierać :D
UsuńDzięki za tą recenzję ;) ja już pozamawiałam wczoraj, z kodem z chillboxa i jutro dostanę paczuszką pełną maseczek <3 Wzięłam dwie zielone i jedną pomarańczową + zwierzaczki :) zobaczymy :) a teraz siedzę w tej różanej, ciekawa jestem jaki efekt będzie rano. Pachnie cudnie. Dobranoc! :D
OdpowiedzUsuńA proszę :)) różaną testnęłam już wczoraj :D teraz mam smaka na ślimaka :D
Usuńbrzmią zachęcająco :D muszę się w końcu jakoś wziąć za swoją twarz, bo ograniczam się do zwykłego umycia, czasem jak czuje suchość to nakładam olej no i czasem złuszczam :D maseczki to rzadkość
OdpowiedzUsuńUUUUuuuu w Azji byś nie przeżyła :D
UsuńPuryfing i firming bardzo mnie zainteresowały :) nie wiem czy dobrze napisałam nazwy :D
OdpowiedzUsuńDobrze ;) każda jest ciekawa na swój sposób :))
UsuńFajowe te maseczki - jeszcze ich nie miałam :O
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tą zieloną... skoro mówisz, że detoks :p ja mam teraz spustoszenie na twarzy (nie wiem czemu... podobno winowajcami są hormony...) i może ta maseczka choć trochę by mi pomogła?! ;<
Oj biedna ;(( ciężka sprawa z hormonami ;((
Usuńoj skad na to brać :)
OdpowiedzUsuńCo racja to racja xD
UsuńUwielbiam sheet maski. Aktualnie wykańczam te z My Beauty Diary, potem zabieram się za zwierzakowe ze Skin79 :P
OdpowiedzUsuńJa też Beauty Diary też mam na liście :D ja w ogóle chce zrobić serię postów o mask sheetach :D żeby każdy mógł wybrać coś dla siebie :D
UsuńHaha świetnie opisałaś swoje wrażenia, aż sama bym chętnie wypróbowała każdą, żeby je porównać :D
OdpowiedzUsuńOj to tak jak ja :D ja jestem jak pockeball - złap je wszystkie :D
Usuńa gdzie zdjęcie w maseczce?? no wiesz co, a myślałam, że wstawisz;P
OdpowiedzUsuńhAHAHA jak poszukasz na blogu to znajdziesz :D i to nie raz :D
Usuńoj wiem, ale myślałam, ze teraz tez będzie jakieś nowe;) A:* ma ubaw jak ze mną czyta czasami ;)
UsuńNamówiłaś mnie na nie! :D
OdpowiedzUsuńAzjatoholiczkę to nietrudno :D
UsuńDokładnie :D
UsuńAle wybór, odżywcza mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńNooooo mnie też :D
UsuńSheet maski są cudowne <3 teraz używam animals i fruits od Skin79 :3 a z tym wolnym dniem dla skóry- ciężko.. od roku jak nie więcej próbuję się jakoś przemóc, ale jak czegoś nie nałożę na twarz to strasznie przesusza mi naskórek.. y_y może znów popróbuję :d
OdpowiedzUsuńO nich niedługo :D
UsuńDo mnie dzisiaj właśnie przyszły wszystkie podwójnie - załapałam się na świetną promocję: były w niższej cenie (9,90 zł) i dokładali drugą gratis :)
OdpowiedzUsuńA wiem widziałam - ale akurat jak weszły zniżki -15% to ją zdjęli ;(((
UsuńCzyli miałam szczęście :)
UsuńNoooo :)))
UsuńNie miałam ich pewnie dlatego, że słabo ogarniam azjatyckie przybytki. Ja jakoś jestem na wskroś europejska i mnie nie ciągnie za bardzo:D
OdpowiedzUsuńHehehe :D ja spróbujesz raz to nie będziesz mogła przestać :D
UsuńNo nie bardzo bo np ich kremy BB w ogóle mi nie pasują. Strasznie blade
UsuńA próbowałaś Purple? jest stosunkowo ciemny- oprócz bronze najciemniejszy z całej rodziny.
UsuńZa jasny i taki brudny :D mam jeszcze bronze próbkę, ale on to już moze być za ciemny :D
UsuńHehehe :D no nie dogodzisz kobiecie :D
UsuńLubię sobie zrobić wieczory maseczkowe, więc te lądują w mojej wishlist :DD
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja :D
UsuńMuszę Ci to w końcu napisać - jesteś kobieto uzależniona od kupowania kosmetyków Skin79:)
OdpowiedzUsuńhihi :D wiem ;p
UsuńUwielbiam Twój styl pisania postów ! :) te wszystkie maseczki wyglądają pięknie i kolorowo :) aż by się je wszystkie chciało miec ! Ja jednak nie używam, maseczek prawie wcale, czas i cierpliwość nie są mi dane ;D może kilka razy w zyciu w ogóle mazlam coś na twarz, ale zbyt wielkiego rezultatu nie widziałam - i może przez to się zniechęciłam :D jesteś chyba najbardziej "kopniętą" w pozytywnym tego słowa znaczeniu bloggerka, która ma taką manie co do Azjatyckich kosmetyków ;D
OdpowiedzUsuńHehehehee :D Czuję się wyróżniona :D Dla mnie najbardziej pozytywnie blogerką jest SIsi vel Malkontentka i Franka :D więc przy niej nie czuję się godna :D Chociaż jak byłam mała to kilka razy kopnął mnie mój starszy brat to może mi coś tam zostało :D
UsuńNie mogę się doczekać recenzji zwierzkowych masek bo to one mnie najbardziej kuszą ^^. Byłam pewna, że różowa smoothing mask okaże się najlepsza, skład mi się w niej najbardziej podoba, a tu benc. Kiedyś miałam podobny problem z maską i po prostu trzymałam ją ponad godzinę ;D. Twarz przestała się kleić i to teraz moja ulubiona maska choć początkowo jej nie cierpiałam ^^.
OdpowiedzUsuńJa swoją też miałam godzinę ;) generalnie zawsze trzymam dłużej niż jest to napisane i po prostu jakoś tej maseczce nie pykło ;p
Usuńwiesz ze ja takie maski sobie lubie sama robic:)rzadko kupuje
OdpowiedzUsuńI pewnie są najlepszę pod każdym względem :))
UsuńMnie ze Skin79 najbardziej ciekawią sławne kremy BB, ale ostatnio za dużo przewaliłam kasy, więc się na tą promocję nie skuszę póki co :P Zresztą za dużo mam jak na razie kosmetyków, które muszę zużyć :D
OdpowiedzUsuńhihi mam to samo xD
UsuńJa na razie miałam owocową arbuzową, teraz siedzę w różanej, ale chyba przesadziłam z ilością, bo się nie wchłania, musiałam zetrzeć trochę chusteczką. Zobaczymy rano :)
OdpowiedzUsuńOna ogólnie się słabo wchłania - jak się ją nałoży na twarz to się wygląda trochę jak poparzonym - ja testowałam ją w dzień i przez 3 h na twarzy w ogóle się nie wchłonęła , ale w sumie sleeping packi nie powinny się wchłaniać więc myślę, że taki jej urok - choć najgorsze jest to , że potem pościel może być cała ubrudzona...
UsuńNo jak Hello Kitty poleca to trzeba zapamiętać :D Po opakowaniu to ta różowa albo brzoskwiniowa przypadła nam do gustu a już na pewno na końcu byłaby brązowa.... a tu niespodzianka :D
OdpowiedzUsuńNooo można się pomylić :D
UsuńJeszcze nic nie miałam z tej firmy, ale ich produkty kuszą mnie już od bardzo dawna :)
OdpowiedzUsuńOj kuszą i uzależniają :D
Usuń