tianDe - ROSYJSKA PEREŁKA NA POLSKIEJ ZIEMI!
Dzisiaj jest mój pierwszy i jedyny wolny dzień w tym tygodniu , kiedy mogę wreszcie odpocząć . Miałam w ciągu 7 dni 4 dyżury , a jak nie byłam na dyżurze to byłam w przychodni i czuję się naprawdę zmęczona. Nigdy więcej nie dam się wrobić żeby tyle pracować ;/
Zamiast jednak marudzić zaprezentuję Wam dzisiaj co mam ciekawego z tianDe :D .
W blogoświecie istnieją 3 mody - na Azjatyki , kosmetyki naturalne i właśnie rosyjskie.
tianDe jest przedstawicielem właśnie tej 3 grupy, choć ja sama należę do tej pierwszej :D . Paradoks? Nie sądzę ;p - czasem nawet świnia lubi zieniać zdanie :D . Generalnie lubię kosmetyki i chętnie testuje nieznane mi marki - choć akurat tianDe znałam jeszcze sprzed spotkaniem blogerek czym zaskoczyłam nawet samą organizatorkę - Nataszkowca, która jest oficjalną fanką i miłośniczką marki :D
Moje pierwsze wrażenia z tianDe z głębokich odmętów mojej przeszłości czyli czasów studiów ;p są jak najbardziej pozytywne. Z tianDe pochodził mój pierwszy peeling enzymatyczny ( tak tak wcale nie Azjatyk!) o przepięknym zapachu mleczno-kokosowym. Pamiętam jak siedziałam urzeczona i dziwiłam się, że na ręku robią mi się takie kłaczki zeżartego naskórka a skóra jest bosko mięciutka:)). Poleciła mi go wtedy koleżanka, która borykała się z suchą skórą i nie przepadała za inwazyjnymi metodami złuszczającymi :) . Potem jednak samo tianDe jakoś zniknęło z rynku i zapomniałam o ich produktach.
Wróciło jednak ze zdwojoną siłą dzięki staraniom takich osób jak Monika, która genialnie poprowadziła prezentację na naszym spotkaniu - tak bardzo , że oprócz kilku rzeczy, które dostałam od niej musiałam jeszcze coś niecoś dokupić - bo bym nie wytrzymała gdybym nie miała , potem nawet domawiałam jeszcze u Nataszkowca :D hahaha.
tianDe to przede wszystkim SKŁADNIKI i ciekawe pomysły ich połączenia. Kosmetyki nie są jakoś hardcorowo drogie a charakteryzują się skutecznością kosmetyków marek selektywnych . Mechanizm działania tianDe opiera się na działaniu transdermalnym czyli nie tylko na zasadzie powierzchownym ( skóra zmienia się co 28 dni, czyli jak przestaniemy stosować te, które działają tylko na zewnątrz to właśnie po tym okresie wróci do swojego pierwotnego stanu) , a wnikają w komórki i tam uzupełniają ich działanie.
Na spotkaniu dostałyśmy po próbce szamponu z korzeniem żeń-szenia - o tak w butelce był prawdziwy żeń-szeń, który sobie w niej żył :D Czary i Magia ( ale skuteczna! Monika pokazywała nam swoje zdjęcia co się działo z jej włosami zanim zaczęła go stosować - cierpiała na łysienie plackowate masakra.... i po tym jak właśnie zaczęła go stosować) . Kupiłam pełne opakowanie dla mojej blogomamusi :D .
Do tego próbkę balsamu aloesowego - kupiłam pełne opakowanie i niedawno zdenkowałam je ;) . Mega satysfakcja z użytkowania - włosy nie dość, że były dobrze nawilżone to jeszcze niespuszone , bo w składzie panowała idealna harmonia humektantowo-emolientowa :) , myślę, że niebawem zakupię resztę aloesowej włosorodziny :)
Gigantyczny szok i zdziwienie a zarazem ŚLIMACZE-objawienie krem pod oczy ze śluzem ślimaka. Sorry memory ślimaka na twarzy miałam nie raz nie dwa i z niejednego ślimaczego kremu chleb jadłam ;p . Myślałam , że wiem o Helix Aspersa wszystko :D a tu szoking...
Widzicie to? Krem pod oczy tianDe zachowuje się jako jedyny z mi znanych produktów podobnie jak śluz ślimaka - jest ciągnący , bardzo gęsty i jednolity , do tego potrzeba naprawdę minimum produktu żeby oczy go pokochały. ( nie bójcie się pachnie całkiem przyjemnie - nie czuć w nim ślimuna :D
Podobały mi się jego interesujące opakowania - jest sprzedawany w kartoniku po 5 saszetek po 10 ml zamykane na koreczek . Ogromna wygoda w transporcie a jakże no i krem działa też świetnie nie tylko pod oczami a na całej twarzy ;p hihi . Moją miłość do ślimaka opisywała <TUTAJ!> . dokładnie tam wyczerpuję temat tego czemu to taki dobry składnik i co daje naszej skórze :)
Skoro tkwimy w klimacie Azji i Azjatyckości warto zatrzymać się na chwile na gąbce konjac wykonywanej z korzenia drzewa o tej samej nazwie. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie ta gąbka w shinyboxie - pochodziła z Yasumi, ale produkt tianDe bije ją na głowę :)
Czemu? gąbka Yasumi była totalnie szorstka i sucha po rozpakowaniu. Gabka konjac z tianDe jest zapakowana nawilżona - ale nie w sposób pływający , jest po prostu po wyjęciu przyjemnie jędrna i apetycznie pachnie mleczkiem kokosowym - ciągle miałam ochotę ją zjeść :D
Konjakowa gąbka to produkt przeznaczony do oczyszczania twarzy - świetnie sprawdza się w roli spieniarki do pianek/żeli do twarzy , jest zdecydowana a zarazem delikatna w swym działaniu nie powodując podrażnień i innych nieprzyjemności :D .
Zawieszona na sznureczku szybko wysycha, a zanurzona w wodzie szybko odzyskuje swoją jędrność :)
To nie jest zwykła żółta frytka :D , tę frytkę wrzucamy do wody i...
Baloniku mój żółciutki , rośnij duży okrąglutki :D
Bardzo oryginalny gadżet do demakijażu twarzy :)) Taki trochę upgrejdowany wacik wielokrotnego użytku - uwielbiam nim zmywać moje maseczki , nie muszę męczyć się ze spłukiwaniem wodą , zbiera za mnie maseczkę za jednym pociągnięciem :)
Pomarańczowe opakowanie z grejpfruitem to dla mnie produkt nieco paradoksalny, bo nawilżający peeling solny z dodatkiem oleju , do tego ma hipnotyczny zapach - nic tylko schrupać rączki :) . Zdziwiłam się i to mocno , dla mnie peelingi na bazie soli przede wszystkim wysuszają ,a ten tutaj gagatek nie dość, że cudownie oczyszcza szczególnie dłonie z martwego naskórka , to są przyjemnie delikatne jak nigdy. Mam wymagającą skórę na rękach - środki dezynfekcyjne w szpitalu stale mi o tym przypominają ;/ więc taki cudak jak najbardziej stał się moim przyjacielem ^^ <YUPI>
Obok na zdjęciu macie prześlicznie wyglądające mydełko glicerynowe Bella Rosa , ale niech nazwa nie zwiedzie - nie pachnie mdłą różą :) . Mi przypomina kisiel :D Bardzo dobry produkt , ze względu na to , że jest stosunkowo twarde i woda nie rozmięka go w sposób pływający , dzięki czemu nie zostawia mydlanego osadu na mydelniczce ( wiecie ja jestem z tych leniwych co nie lubią za bardzo sprzątać ;p
No i pasta wybielająca z pyłem perły :) . Skusiłam się na pastę , bo akurat pasty tianDe nie mają całego tego syfu chemicznego o który nawet nie wiemy, że pasty mają. Można to sprawdzić prostym testem - weźcie marker wodoodporny i namalujcie kreskę na ścianie . Wyszorujcie kreskę swoją pastą do zębów - i co zniknęła? No właśnie, na pewno . Skoro dała sobie radę z wodoodpornym flamastrem nie chcecie wiedzieć jaki jest <radioaktywny> skład :D
Pasty tianDe tego nie mają - są to delikatne pasty oparte na naturalnych składnikach , które współgrają w zgodzie z naszą fizjologią :) Pasta nie wypaliła mi kubków smakowych :D , nie jest też sztucznie dosładzana, miętolona itp. Akurat perła wybielająca smakuje mi.... melonem :D ( i to takim całkiem smacznym )
Z marką tianDe można zapoznać się TUTAJ! ( akurat wyszedł nowy katalog :D
LIFE IS BETTER WITH THE CAT!
